Ta strona używa plików cookies.
Polityka cookies    Jak wyłączyć cookies?
AKCEPTUJĘ
Kocham Radzyń Podlaski

  Kochamy nasze miasto i jesteśmy z niego dumni!

Odpust w parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich w Radzyniu Podlaskim: Każdy człowiek wezwany jest do świętości

Anna Wasak

Uroczystość odpustowa odbyła się w niedzielę 26 stycznia w kościele bł. Męczenników Podlaskich w Radzyniu Podlaskim. - My, potomkowie Unitów, mamy na co dzień żyć ich wiarą, ich duchem umiłowania Boga i Kościoła – mówił w homilii ks. Franciszek Klebaniuk.

Uroczystość rozpoczęła się od poświęcenia nowych witraży w najmłodszej radzyńskiej świątyni. Aktu dokonał ks. kan. Janusz Sałaj, radzynianin, obecnie proboszcz parafii św. Filipa Neri w Kąkolewnicy. W potrójnym oknie od strony południowej umieszczony został wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej z sylwetką klasztoru jasnogórskiego oraz po bokach patronów młodzieży: św. Stanisława Kostki i bł. Karoliny Kózkówny. Witraże od strony północnej poświęcone zostały diecezji siedleckiej: w centrum znajduje się wizerunek Matki Boskiej Kodeńskiej po bokach Męczennic II wojny światowej - bł. Sióstr Nazaretanek z Nowogródka (wśród których były dwie siostry z pobliskich miejscowości, położonych w diecezji siedleckiej: s. Daniela z Poizdowa i s. Felicja z Rudna) oraz św. Honorata Koźmińskiego, urodzonego w Białej Podlaskiej. Wprowadzając w uroczystość odpustową, ks. Sałaj wskazał na wiszący w kościele obraz męczeństwa Unitów z Pratulina. - Widzimy na nim prostych ludzi, żyjących w rodzinach. Jest to dla nas przekaz, że każdy człowiek jest wezwany, by się uświęcać, miłując Boga i ludzi oraz spełniając swe codzienne obowiązki. W ten sposób będziemy mogli dołączyć do nich niebie już na cała wieczność.

Ks. Franciszek Klebaniuk – proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia MB w Kożuszkach, potomek Męczenników Podlaskich, w homilii wskazał na szczególne umiłowanie krzyża przez unitów. - Choć pozbawieni byli pasterzy, nie mieli oparcia w kapłanach, w sposób szczególny umiłowali krzyż, bo wiedzieli, że w nim jest siła i moc – mówił kaznodzieja. - Unici mieli krzyże w domach, mimo zakazów, pod osłoną nocy stawiali je przy drogach... Jak bardzo musiał smakować błogosławionemu Danielowi Karmaszowi krzyż, bo trzymał go podczas obrony świątyni w Pratulinie, choć zdawał sobie sprawę, że może zginąć i pozostawić żonę z dziećmi - wskazywał ks. Franciszek Klebaniuk. - Dziś trzeba kochać krzyż, szanować, całować go, klękać przed nim, być dawać świadectwo umiłowania Boga i Kościoła – dodał kapłan. - Dzisiaj chcemy, by na nowo rozbłysło światło w naszych sercach. Jezus nas wzywa, byśmy pozbyli się lęku, przywar, byśmy z wiarą klękali przy kratkach konfesjonału i mówili: „Panie Boże, jestem człowiekiem grzesznym, chcę się nawrócić, prosić Męczenników o pomoc”- kaznodzieja zachęcał do odczytywania znaków czasu. W kontekście ataków na rodziny, forsowania społecznej aprobaty dla związków jednopłciowych ukazywał wzór Unitów Podlaskich, żyjących w zdrowych, „pięknych” rodzinach, gdzie kobiety i mężczyźni mieli swoje miejsce, bo było tam umiłowanie Boga i Kościoła. - Dziś chcemy być wdzięczni Męczennikom za ich świadectwo wiary, bez którego nas by tu nie było. Módlmy się, by to dziedzictwo w nas nie ustało; módlmy się o dobre, święte rodziny – zakończył ks. Franciszek Klebaniuk.

Kościół noszący wezwanie Błogosławionych Męczenników Podlaskich został konsekrowany w 2000 r. Obecnie proboszczem parafii jest ks. kan. Henryk Och. Każdego 23 dnia miesiąca odprawiane jest nabożeństwo do Męczenników Podlaskich.

Znajdujący się w ołtarzu głównym obraz męczeństwa Unitów w Pratulinie wisiał na wisiał frontonie Bazyliki św. Piotra w czasie Mszy św. beatyfikacyjnej 6 października 1996 roku. W kościele znajdują się relikwie Unitów z Pratulina. Od ubiegłego roku portyk świątyni zdobi płaskorzeźba ukazująca Męczenników Podlaskich.

Błogosławieni Męczennicy Podlascy byli członkami Kościoła grekokatolickiego powstałego w wyniku zawartej w 1596 roku unii brzeskiej. Unici zachowali obrządek wschodni, ale przyjęli naukę Kościoła katolickiego i uznali zwierzchnictwo Papieża. Z tego względu podczas zaborów byli bezwzględnie prześladowani.

Symbolem bezwzględności prześladowców carskich oraz heroizmu i wierności unitów podlaskich był Pratulin, gdzie 24 stycznia 1874 roku carscy kozacy zabili 13, a ranili ok. 180 parafian broniących swej świątyni przed zamienieniem jej na cerkiew prawosławną. W gronie tych, którzy zostali zabici lub śmiertelnie ranni przed pratulińskim kościołem, było tylko dwóch młodzieńców nieżonatych, pozostali mieli rodziny, niektórzy bardzo liczne - Konstanty Łukaszuk i Ignacy Frańczuk zostawili po siedmioro dzieci. Męczennicy Podlascy to byli głównie ojcowie rodzin, którzy dobrze znali, co to jest troska o codzienny chleb dla rodziny, trud wychowania dzieci, odpowiedzialność przed Bogiem za ich wychowanie

Tych trzynastu Kościół ogłosił oficjalnie, z imienia i nazwiska, błogosławionymi, ale przecież wiemy, że krew unitów rozlana została nie tylko tam. Przez ponad czterdzieści lat tysiące mężczyzn, kobiet, młodzieży, dzieci za wiarę, wierność Kościołowi oddawało życie - jedni ginęli od kul, inni od batogów, jedni umierali na placach przy kościołach, inni na drogach, polach, niektórzy w domach z ran i wyczerpania, inni w więzieniach czy na dalekiej Syberii. Tam też byli ojcowie, tam były matki znające codzienny znój, ból rodzenia, miłość do męża i troskę o niego, niepokój o los ukochanego dziecka. Wiedzieli, że najważniejszy jest Bóg i On - dawca życia jest też drogą i celem dla wszystkich - dziadków, ojców, matek, dzieci. On jest fundamentem ich ziemskiej miłości i ich rodzin. Dla ocalenia życia wiecznego nie wahali się poświęcać ziemskiego.

Ich męczeństwo realizowało się w życiu codziennym, rodzinnym. Unitom nie wolno było zawierać związków małżeńskich zgodnie ze swoją wiarą, dlatego brali śluby w tajemnicy - w lesie, chacie, stodole - bez białych sukni i welonów, bez skromnych choćby wesel. Gdy tajemnica wyszła na jaw, młodzi małżonkowie byli maltretowani, rozłączani, wsadzani do więzienia. Z najwyższą determinacją chronili swe nowo narodzone dzieci przed chrztem prawosławnym, gdyż głoszono im, że unieważnia on chrzest łaciński i unicki, a rodzice dziecka automatycznie przechodzą na prawosławie. Dzieci chrzcili z wody lub jeździli z nim do księży łacińskich, nawet przez zieloną granicę do Krakowa. Ojców za to więziono, na gospodarstwa nakładano wysokie kary pieniężne, co w konsekwencji prowadziło do stopniowej likwidacji i tak przecież niezbyt bogatych gospodarstw, a rodzinę skazywało na skrajną nędzę. Jednak nie poddawali się. Wybierali Boga i zbawienie dla swych niemowląt, nawet wtedy, gdy kosztowało to życie doczesne. Nie tylko o katolicki ślub i chrzest, ale i o pogrzeb musieli walczyć, cierpieć, przypłacać go więzieniem, zdrowiem, a nawet życiem.

Mężczyźni pierwsi szli masowo do więzień i na wygnanie i nie wyrzekali się wiary, choć martwili się o bezpieczeństwo swych rodzin i o zachowanie gospodarstwa. Dawali przykład swym żonom i dzieciom, jak trwać przy wierze, jak w jej obronie cierpieć i umierać. Żony nie ustępowały mężom. Gdy pozabierano im i pozamykano kościoły, zamieniały w świątynie swe domy i szkoły. Przy domowych ołtarzykach uczyły swe dzieci pacierza i katechizmu, wierności Kościołowi. Władze carskie nie oszczędzały kobiet i one za obronę świątyni, ochrzczenie dziecka po katolicku, za polski pacierz były bite nahajkami, głodzone, trzymane na mrozie, wsadzane do więzień i wysyłane na Syberię. W takich domach dzieci, biorąc z rodziców przykład żywej, bezkompromisowej wiary, wyrastały na godnych obrońców wiary.

 

image001
image002
image003
image004
image005
image006
image007
image008
image009
image010
image011
image012
image013
image014
 

Komentarze obsługiwane przez CComment

Kategoria: