Czy w Anglii zawsze pada? Dlaczego pub jest miejscem łączącym ludzi? Czy Anglicy mają obsesję na punkcie klas społecznych i jak próbują odnaleźć się po brexicie? Po spotkaniu z Martą Dziok-Kaczyńską, gościem 55. edycji „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami”, okazało się, że choć w większości znamy język angielski, to do zrozumienia mieszkańców Wysp potrzebujemy znacznie więcej.
Kiedy myślimy o Anglii i jej mieszkańcach, prawdopodobnie w pierwszej kolejności do głowy przychodzi nam monarchia i zestaw stereotypów. Te jednak bywają bardzo zróżnicowane. Z jednej strony mamy Jamesa Bonda z jego drogimi garniturami, elegancko ubraną księżną Kate, której każda kreacja jest komentowana w mediach, czy Wimbledon. Z drugiej w brytyjskiej popkulturze roi się od ekscentrycznych dziwaków, takich jak Jaś Fasola. Wielka Brytania to wielonarodowe i wielokulturowe państwo, które jest nie tylko różnorodne, lecz także pełne kontrastów. A jednak mimo tych wszystkich różnic trudno znaleźć Brytyjczyka, który odmówiłby filiżanki herbaty z mlekiem. I właśnie ten brytyjski narodowy napój stał się hasłem spotkania z M. Dziok-Kaczyńską, autorką książki „Anglia. Czas na herbatę”, które odbyło się 9 kwietnia 2025 roku w Bistro Wrząca Woda w Radzyniu Podlaskim.
– Z urodzenia gdańszczanka, ale od 2006 roku mieszka w Wielkiej Brytanii. Studiowała historię i filmoznawstwo na Uniwersytecie w Glasgow. Specjalizowała się w średniowiecznej kulturze dworskiej, przez wiele lat pracowała w brytyjskiej prasie. Obecnie pisze dla portalu MyPolska.UK. Autorka podcastu i bloga, za pośrednictwem których z humorem i dystansem dzieli się obserwacjami o codziennym życiu na Wyspach. W 2023 roku ukazała się jej pierwsza książka pt. „Elfy Londynu”, a w tym roku premierę miała kolejna pt. „Anglia. Czas na herbatę”. Mieszka w dzielnicy Islington z mężem i dwiema córkami. Miłośniczka elfów, dinozaurów, kolekcjonuje zabytkowe kucyki Pony i whisky – tak w kilku słowach przedstawił gościa Robert Mazurek, prezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik”, który poprowadził spotkanie.
Five o’clock
Wyjeżdżając na Wyspy w wieku 19 lat, M. Dziok-Kaczyńska oczami wyobraźni widziała kraj rodem z powieści Charlesa Dickensa i Jane Austen. – Bez wątpienia literatura w dużym stopniu wpłynęła na ten obraz, ale nie tylko ona. W głowie miałam też Beatlesów i Spice Girls, które, gdy byłam dziesięciolatką, stały się moją miłością. Jednak ta literacko-popkulturowa wizja szybko zderzyła się z rzeczywistością, która wcale nie okazała się zła – przyznała, dodając, iż Wielka Brytania potrafi podbić serce, ale nie każdego. Ją zauroczyła na tyle, że mieszka tam od 20 lat. A także zainspirowała, czego wyrazem są jej książki. W ostatniej odkrywa swoją relację z Anglią. Opowiada o własnych doświadczeniach, ale też historii, tradycjach i zwyczajach, a jednym z nich jest five o’clock tea, czyli herbata o piątej. Jednak przeciętny Anglik pije ją nie tylko po południu, ale potrafi wychylić przynajmniej kilka filiżanek dziennie. – Po raz pierwszy z wersją brytyjską, czyli herbatą z mlekiem, zetknęłam się na studiach. Nie była to miłość od pierwszego wypicia, lecz dziś bardzo ją lubię. W biurach, gdzie pracowałam, często robiło się herbatę dla całego zespołu. Dzięki temu znało się indywidualne preferencje współpracowników, bo każdy parzył codziennie jedną kolejkę, co dawało w sumie od kilku do dziesięciu filiżanek – opowiadała. Jednak choć picie herbaty ma na Wyspach długą tradycję, to zdaniem autorki książki Anglicy wcale nie są dobrzy w jej parzeniu. – Spierają się o to, czy najpierw wlewa się mleko, a potem herbatę, czy odwrotnie, a także która z marek jest najlepsza. To wręcz ideologiczna sprawa – podkreśliła.
W obronie angielskiej kuchni
Była też mowa o brytyjskiej kuchni, do której przylgnęła niezbyt dobra opinia i nawet sam George Orwell napisał esej w jej obronie. – To krzywdzący stereotyp. W dawnych czasach ludzie musieli żywić się tym, co mogli wyhodować. Trudno pod tym względem Wielkiej Brytanii konkurować np. z południem Francji, które z uwagi na klimat może szczycić się wspaniałymi warzywami. Dlatego niesprawiedliwe jest porównywanie kuchni angielskiej z francuską czy włoską. Być może sunday roast, czyli niedzielna pieczeń z warzywami, nie jest szczytem finezji, ale smakuje równie dobrze jak kotlet schabowy z ziemniakami i kapustą – stwierdziła.
Kultowym daniem, które na całym świecie kojarzone jest brytyjską kuchnią, to oczywiście fish and chips, ale według M. Dziok-Kaczyńskiej, gdyby zapytać Anglików o ich narodowe danie, odpowiedzieliby, że to... chicken tikka masala. – Choć pochodzi z Indii, zostało dopracowane i udoskonalone właśnie na Wyspach. Poza tym jest tak popularne i powszechnie dostępne, że wygrało w plebiscycie na narodową potrawę. Generalnie historia jedzenia Brytyjczyków jest dość skomplikowana, jakby wsysa w siebie cały świat – zauważyła.
Kulinarne oblicze Wysp to także słynne angielskie śniadania, na które składają się m.in. jajka sadzone, kiełbaski, bekon, fasolka w sosie pomidorowym, grzyby, pomidory, a w Szkocji także placki ziemniaczane. – Na początku taka ilość jedzenia, w dodatku tak tłustego i kalorycznego, odstraszała mnie, ale takiego śniadania nie je się codziennie i wbrew pozorom można w nim zasmakować – przyznała autorka.
Więcej niż piwo, czyli pub
Dla wielu Brytyjczyków – zaraz obok herbaty – równie ważne jest wieczorne przesiadywanie w pubach. – Ich korzeni można szukać w czasach rzymskich, na terenach zajmowanych w Wielkiej Brytanii przez Rzymian. Od wieków stanowiły miejsce, gdzie mieszkańcy mogli się spotkać, by omówić lokalne sprawy, zawierać transakcje czy po prostu spędzać czas w towarzystwie. I tak jest do dzisiaj. Do pubu można pójść na spotkanie biznesowe, randkę, a nawet z rodziną na obiad. Ogląda się tu mecze, czasem gra muzyka na żywo, gdzie indziej będą organizowane wieczorki poetyckie, warsztaty. Owszem pije się alkohol, ale upijanie się nie jest w dobrym tonie. To ma być miejsce przyjazne i bezpieczne – opowiadała M. Dziok-Kaczyńska, zaznaczając, że spotkania w pubie po pracy to wręcz obowiązkowy punkt tygodnia Anglików i od czwartku do soboty trudno znaleźć w nich wolne miejsce.
How are you i absurdy bhp
Brytyjczycy lubią też się organizować. W lokalnych bibliotekach i klubach odbywają się np. darmowe warsztaty szydełkowania, spotkania miłośników fantastyki, gimnastyka. – Chętnie korzystają z takich zajęć, bo jeśli coś cię z kimś łączy, to łatwiej jest się zaprzyjaźnić. Sama mam wielu znajomych, których poznałam na takich warsztatach. Czasami żartuję, że aż trudno się od nich opędzić, bo wciąż ktoś dzwoni i proponuje jakieś wyjście – opowiadała, obalając kolejny stereotyp, że Anglicy są sztywni i zdystansowani. Jest wręcz przeciwnie. Jednak ta uprzejmość nie zawsze idzie w parze z prawdziwym zainteresowaniem rozmówcą. – Odpowiedzią na słynne „how are you?” wcale nie ma być prawda o tym, co się u nas dzieje, tylko krótkie „alright, and you?”. Ma być miło i przyjemnie – dodała.
Wyspiarze przywiązują dużą wagę do bezpieczeństwa i przepisów bhp, ale jak przyznała, część z nich jest absurdalna. – Kiedy podpisywałam kontrakt w jednej z firm, musiałam podpisać instrukcję korzystania z krzesła i długopisu – mówiła M. Dziok-Kaczyńska.
Jak cię słyszą, tak cię widzą
Było też o systemie klasowym, który w Anglii wciąż istnieje i ma się dobrze, naznaczając wszystkie dziedziny życia. Jak określić, do której klasy ktoś należy? Każdy Anglik jest wyposażony w „klasowego satelitę” i potrafi określić miejsce rozmówcy na drabinie społecznej, gdy ten tylko wypowie pierwsze słowo. Akcent jest twardym wyznacznikiem klasy. Jak podkreśliła M. Dziok-Kaczyńska w wielu dziedzinach życia i powierzchownych relacjach przynależność klasowa nie ma dużego znaczenia, to jednak są takie aspekty, w których może skutkować pewną dyskryminacją, np. w pracy. – Oczywiście jest mnóstwo przedsięwzięć mających na celu zaprzestanie takich praktyk, np. CV bez nazwiska – oświadczyła.
Na szczycie drabiny społecznej znajduje się najbardziej znana rodzina nie tylko w Anglii, ale i na świecie – Windsorowie. – Królowa Elżbieta II była ikoną. Łączyła współczesność ze światem przeszłości. Za jej życia dokonało się wiele zmian, politycy przychodzili i odchodzili, a ona niezmiennie trwała. Szacunkiem darzyli ją nawet przeciwnicy monarchii. Jej śmierć była szokiem i ciosem nawet dla osób, które niespecjalnie interesowały się rodziną królewską – opowiadała.
Brexit wychodzi bokiem
Podczas spotkania nie mgło też zabraknąć tematu brexitu. Zdaniem M. Dziok-Kaczyńskiej nie przyniósł on nic dobrego. Przede wszystkim bardzo mocno wpłynął na rynek pracy, na którym widać braki, szczególnie w branżach, w jakich zatrudniani byli obcokrajowcy, np. w hotelarstwie, gastronomii, rolnictwie czy budownictwie. – Przyjeżdżając na studia, nie musiałam przejmować się wizą. Uczyłam się za darmo, ponieważ szkocka agencja studentom z Unii Europejskiej pokrywała czesne. Nie wymagano pozwolenia o pracę. Brexit to wszystko zabrał. W dodatku każda osoba, która turystycznie przyjeżdża na Wyspy na miesiąc lub dwa, jest podejrzana o to, że będzie chciała zostać na dłużej. Zdarzają się zatrzymania i odesłania do kraju – podkreśliła.
Skrytykowała też dostęp publicznej służby zdrowia i wysokie koszty leczenia prywatnego, przez co wiele osób musi rezygnować z wizyty u lekarza. Opowiadała też o różnicach w podejściu do edukacji. W Wielkiej Brytanii bardzo źle widziane jest opuszczanie lekcji. Jeżeli frekwencja spada poniżej 90%, to zostaje o tym powiadomiona rada miejska, czyli lokalny samorząd. Trzeba się wówczas liczyć wizytą pracownika socjalnego, który sprawdzi, czy dziecko ma odpowiednie warunki, a jego rodzice są odpowiedzialni.
Turystyczne zachwyty i rozczarowania
W drugiej części spotkania blogerka opowiadała o turystycznych odkryciach, zastrzegając, że wbrew pozorom w Anglii też można spędzić wakacje na wybrzeżu, opalając się i kąpiąc w morzu. – Ale oczywiście są miejsca, gdzie bez względu na porę roku, będzie padać, zwłaszcza na północy – zaznaczyła. Przyznała, że szczególnie zachwyciło i zaskoczyło ją miasteczko Salisbury. – Zachowały się tam tradycyjne uliczki, gotycka katedra, mostki, kanały, posiadłość kogoś z klasy wyższej. Wszystko niczym z historycznego filmu kostiumowego. Zupełnie się tego nie spodziewałam – opowiadała.
Natomiast rozczarowaniem okazało się Stonehenge – najsłynniejsza megalityczna budowla na świecie pochodząca z epok neolitu i brązu. – Na zdjęciach widziałam monumentalne głazy na tle zachodzącego słońca, podczas gdy w rzeczywistości są one nieco wyższe od człowieka. Wszystko ogrodzone, przez co nie można podejść zbyt blisko, do tego drogie bilety, a wokół mnóstwo samochodów i parkingów. Kompletnie nie czułam klimatu, jakiego spodziewałam się po obejrzeniu fotografii – stwierdziła, podkreślając, że mimo wszystko w Wyspach można się zakochać.
W ramach podziękowania M. Dziok-Kaczyńska otrzymała pamiątkowy medal „Radzyńskich Spotkań z Podróżnikami” i tradycyjną już karykaturę. Wręczyli ją wiceprezes Radzyńskiego Stowarzyszenia „Podróżnik” Janusz Chmielarz i starosta powiatu radzyńskiego Szczepan Niebrzegowski, który przyznał, że ceni angielski humor i ligę.
Honorowy patronat nad wydarzeniem objęli Marszałek Województwa Lubelskiego Jarosław Stawiarski oraz Starosta Radzyński Szczepan Niebrzegowski. Sponsorem spotkania były firmy Master, PSB Mrówka i Bank Spółdzielczy w Radzyniu Podlaskim, a patronat medialny sprawowali ogólnopolski magazyn Kontynenty, TVP3 Lublin, Radio Lublin, Katolickie Radio Podlasie, Echo Katolickie, Słowo Podlasia, Wspólnota Radzyńska oraz portale internetowe Podlasie24, Podlaski.info i Kocham Radzyń Podlaski.
Komentarze obsługiwane przez CComment